Osiemnaście miesięcy temu skontaktował się ze mną mój dobry przyjaciel Kevin Ryan, który zaprosił mnie do udziału w wyprawie naukowej na nartach na biegun południowy. W zamian za sponsorowanie wyprawy, wybrana ekipa sponsorów mogła wziąć udział w przygodzie. Szukał przecięcia diagramu Venna ludzi, którzy mogliby sobie na to pozwolić, byliby wystarczająco sprawni, aby to zrobić, i co równie ważne, byliby zainteresowani taką szaloną przygodą. Muszę przyznać, że nie byłem do końca pewien, z czym wiąże się ta wycieczka, ale będąc frajerem przygód i nowych doświadczeń, natychmiast się zapisałem. Okazało się, że doprowadziło to do najbardziej niezwykłych przygód.
Wyprawa rozpoczęła się treningiem w Finse w Norwegii w marcu 2022 roku. Trzeba było nauczyć się wielu umiejętności: jak pakować sanki, składać namioty pod wiatr, topić śnieg, aby gotować posiłki, a nawet nauczyć się chodzić na specjalnych nartach z półpłetwami, aby móc ciągnąć nasze 100-kilogramowe sanki. Być może najważniejszą rzeczą było zdobycie i nauczenie się korzystania ze sprzętu potrzebnego do wyprawy. Pozornie nieskończona lista znajduje się na stronach 34-46 poniższej instrukcji. Jak można sobie wyobrazić, biorąc pod uwagę spodziewane zimno, skuteczne nakładanie warstw jest kluczowe.
To właśnie podczas tego szkolenia poznałem dr Jacka Kreindlera. Był jednym z naukowców, którzy wpadli na pomysł ekspedycji jako badania naukowego. Wynikało to z brytyjskiej wyprawy wojskowej od wybrzeża do bieguna w 2017 r. (wszyscy mężczyźni) i 2019 r. (wszystkie kobiety), podczas której wielu super sprawnych żołnierzy z pierwszej wyprawy zmagało się z trudnościami, podczas gdy grupa złożona wyłącznie z kobiet radziła sobie dobrze. Wykazały one wczesne dowody na to, że kobiety radziły sobie lepiej niż mężczyźni, ponieważ traciły mniej masy mięśniowej. Dr Jack i jego współpracownicy zastanawiali się, czy istnieje sposób, aby określić, co spowodowało tę różnicę i z wyprzedzeniem wiedzieć, kto poradzi sobie dobrze lub nie w takich hiperwytrzymałościowych wyzwaniach przy użyciu urządzeń do noszenia. To nowe badanie, Interdisciplinary South Pole Innovation & Research Expedition, było największym tego rodzaju w ekstremalnych środowiskach. Składał się z dwóch zespołów: 10-osobowego zespołu odbywającego 60-dniową 1100-kilometrową wyprawę od wybrzeża do bieguna INSPIRE-22, głównie wojskowych, w połowie kobiet i mężczyzn, w połowie na diecie wegańskiej i w połowie na diecie wszystkożernej. Drugi INSPIRE Last Degree 23 składał się z zespołu ośmiu sponsorów i dwóch naukowców, w tym dr Jacka i dr Ryana Jacksonów, pokonujących na nartach ostatni stopień, 111 km bez klimatyzacji, z 89 stopni na południe do 90 stopni na południe. Pozwoliło to również zespołowi sprawdzić, jak szybko nasze ciała przystosowują się do tego ekstremalnego środowiska, biorąc pod uwagę, że będziemy na lodzie przez 10 dni w porównaniu do 60 dni zespołu od wybrzeża do bieguna. Nasze wyzwanie było tym trudniejsze, że zaczynaliśmy na wysokości 10 000 stóp, podczas gdy oni zaczynali na poziomie morza i z czasem mieli okazję dostosować się do wysokości.
Trening obejmował jazdę na nartach do 16 mil lub 25 km dziennie podczas ciągnięcia 100-kilogramowych sań w warunkach zamieci śnieżnej, spanie w zamarzniętych namiotach, jedzenie odwodnionego jedzenia, z łopatą jako toaletą. To było bolesne, zimne i trudne, a jednak kochałem to. Wielu pytało, dlaczego robię coś tak trudnego, co skłoniło mnie do zastanowienia się nad moimi motywacjami. Ostatecznie punktem kulminacyjnym był wpis na blogu ” Dlaczego? „, w którym wyjaśniłem, dlaczego uwielbiam stawiać się w trudnych sytuacjach, pozbawiać się rzeczy, za które jestem wdzięczny i ryzykować utratę wszystkiego.
Polecam przeczytać cały post, ale krótkie podsumowanie jest następujące:
- Miłość do stanów flow.
- Poczucie sensu zakorzenione w ludzkiej kondycji.
- Praktyka wdzięczności.
- Otwartość na przypadek.
- Nowe doświadczenia.
- Jasność myśli.
- Pozostać uziemionym.
Mój wniosek z treningu był taki, że wyprawa będzie bardzo wymagająca, ale wykonalna. Postanowiłem upewnić się, że jestem w świetnej formie przed wyruszeniem na Antarktydę. Zacząłem trenować siłowo trzy razy w tygodniu, ćwiczyłem 2-3 godziny dziennie, prawie codziennie, głównie kiting i padel w listopadzie i grudniu, i schudłem 25 funtów.
Poleciałem do Nowego Jorku do Santiago w nocy 30 grudnia i kontynuowałem podróż do Punta Arenas rano 31 grudnia. Punta Arenas jest najbardziej wysuniętą na południe częścią Chile i służy jako miejsce postoju dla wypraw. To właśnie tam poznałem pozostałych członków zespołu ostatniego stopnia:
- Taavet Hinrikus, założyciel Plural i Transferwise.
- Jena Daniels, wiceprezes w Medable.
- Arnis Ozols, współzałożyciel Aleph.
- Ivan Cenci, dyrektor generalny Empatica.
- James Berdigans, założyciel Printify.
- Nicolas Ryan-Schreiber, założyciel Aym i syn Kevina Ryana.
W sumie było nas 10 i dołączyło do nas trzech przewodników, którzy mieli poprowadzić wyprawę. Muszę przyznać, że wydawało mi się dziwne, że musieliśmy być w Punta Arenas 31 grudnia, a nie z naszymi rodzinami, ale okno na wyprawę polarną jest bardzo krótkie, biorąc pod uwagę, jak krótkie jest lato polarne. Każdego roku rozbijali obóz na Union Glacier w połowie listopada, by ponownie rozebrać wszystko20 stycznia. W tym czasie ALE leci na wyprawę 500 osób i może pomieścić tylko 70 gości jednocześnie, co prowadzi do kompresji harmonogramu.
Punta Arenas to 125-tysięczne miasto górnicze, ale podejrzewam, że wiele osób nie mieszka tam na stałe, ponieważ miasto było całkowicie opuszczone. Często czułem się, jakbym był w The Last of Us, biorąc pod uwagę, jak puste były ulice. Nie było też żadnych obchodów Nowego Roku poza wyciszonymi klaksonami statków transportowych o północy.
Niezależnie od tego, byłem szczęśliwy, że spotkałem moich towarzyszy wyprawy. W ciągu następnych trzech dni wykonywaliśmy codzienne testy na COVID, sprawdzaliśmy nasz sprzęt, dokonywaliśmy ostatecznych zakupów sprzętu i wykonywaliśmy serię badań krwi, aby uzyskać punkt odniesienia dla naszej sytuacji przed wyprawą. Zostaliśmy również wyposażeni w monitory poziomu glukozy we krwi, urządzenia medyczne Empatica i pierścienie Oura.
3 stycznia w końcu polecieliśmy do stacji Union Glacier na Antarktydzie, która była naszym miejscem postojowym dla ekspedycji. Pożegnaliśmy się z cywilizacją i weszliśmy na pokład Boeinga 757 należącego do ALE. Gdy zbliżaliśmy się do Antarktydy, wyłączyli ogrzewanie w samolocie, aby przyzwyczaić nas do temperatury po przylocie. Najbardziej imponującą częścią lotu było lądowanie na pasie startowym pokrytym niebieskim lodem.
Po przybyciu na miejsce zostaliśmy przetransportowani na stację pojazdami gąsienicowymi. Stacja posiada 35 dwuosobowych namiotów dla gości, namioty dla personelu, a także całą niezbędną infrastrukturę pomocniczą: jadalnię, salę spotkań, spiżarnię, punkt medyczny itp.
Gdy zobaczyłem infrastrukturę, zacząłem rozumieć, dlaczego Antarktyda jest tak droga. Sezon trwa tylko 2 miesiące. Wszystko musi być montowane i demontowane każdego roku. Cała żywność i personel muszą być dostarczane drogą lotniczą, a wszystkie odpady są wyrzucane, w tym wszystkie ludzkie odchody.
Sam lodowiec Union Glacier był całkiem przyjemny. Zatrzymaliśmy się w dużych namiotach z rozkładanymi łóżkami, na których można położyć śpiwór. Znajduje się w zachodniej części Antarktydy na lodzie o grubości 1500 metrów (1 mili). W odniesieniu do płaskowyżu polarnego, pogoda była balsamiczna -5 stopni.
Przyciąga wielu poszukiwaczy przygód przygotowujących się do różnych wypraw. Zupełnie przypadkowo natknąłem się na mojego przyjaciela Chrisa Michela, fotografa, któremu można podziękować za wiele pięknych zdjęć w tym poście. Natknąłem się również na Alexa Honnolda z Free Solo.
Podczas pobytu w Union Glacier odświeżyliśmy nasze szkolenie. Następnie wybraliśmy 10-dniowy prowiant na wyprawę, składający się z dwóch wysokokalorycznych, nawodnionych posiłków dziennie (śniadania i kolacji) oraz przekąsek wystarczających na 8 postojów, podczas których musimy jeść. Spakowaliśmy nasze sanki i czekaliśmy na sprzyjające warunki pogodowe, aby rozpocząć naszą podróż.
Czekając na rozpoczęcie wyprawy, wybraliśmy się na wycieczkę rowerową. Udaliśmy się na wycieczkę do „Głowy Słonia”. Widzieliśmy również, jak rosyjski samolot transportowy Ilyushin IL-76 firmy ALE ląduje na błękitnym lodzie, co było dość imponujące.
Pogoda w końcu się poprawiła 6 stycznia i mogliśmy wyruszyć na naszą wyprawę. Załadowaliśmy nasz sprzęt na DC3 z 1942 roku i zostaliśmy wysadzeni na 89 stopniu na południe, aby rozpocząć naszą podróż. Nadszedł czas. Nasza linia życia do cywilizacji zniknęła, odtąd byliśmy zdani tylko na siebie. W nadchodzących dniach mogliśmy polegać tylko na sobie. Wszystkie problemy świata zostały zażegnane, liczyło się tylko jedno: dotarcie na biegun cały i zdrowy.
Antarktyda to kraina superlatywów. To najwyższy, najzimniejszy i najbardziej suchy kontynent. Nigdzie nie jest to bardziej widoczne niż na płaskowyżu polarnym, gdzie pod stopami znajduje się 10 000 stóp lodu, a biel wydaje się nieskończona w każdym kierunku. Często ma się wrażenie, że chodzi się po chmurach.
Pierwszego dnia postanowiliśmy zrobić tylko dwa etapy przed rozbiciem obozu, aby zaaklimatyzować się do wysokości i warunków. Drugiego dnia wykonaliśmy 6 odcinków, po czym przyjęliśmy rutynę 8 odcinków dziennie. Harmonogram wyglądał następująco: budziliśmy się o 7 rano, jedliśmy śniadanie, pakowaliśmy obóz na sanki, następnie jeździliśmy na nartach przez 50 minut, potem robiliśmy 10-minutową przerwę 8 razy z rzędu, średnio 13 mil dziennie, po czym ponownie rozbijaliśmy obóz, jedliśmy kolację i kładliśmy się na noc.
Do ostatniej granicy mieliśmy 69 mil lub 111 km do bieguna. Kiedy dowiedzieliśmy się, że jest tak krótki, myśleliśmy z Kevinem, że będzie to super łatwe, ledwo uciążliwe i że skończymy w 5 dni. Nie rozumieliśmy, dlaczego planowano zająć nam aż 10 dni. W końcu rutynowo wędrujemy 15-20 mil dziennie, niosąc nasz sprzęt kempingowy.
Nie trzeba dodawać, że nasze oczekiwania były dalekie od oczekiwań. Było to znacznie trudniejsze niż kiedykolwiek się spodziewaliśmy i zdecydowanie najtrudniejsza przygoda, jaką kiedykolwiek przeżyliśmy. Przypuszczam, że jest to spowodowane kombinacją czynników: wysokością, wysiłkiem związanym z wykonywaniem czynności, której nie znamy, ciągnięciem 100-kilogramowych sanek i zimnem. Temperatura utrzymywała się na stałym poziomie -30 stopni, zarówno w dzień, jak i w nocy, co wymagało ciągłego dbania o to, by nie było nam zimno, ale także byśmy nie spocili się podczas marszu, co doprowadziłoby do zamarznięcia podczas przerw. Suche -30 było dość łatwe do opanowania, ale to, co diametralnie zmieniło warunki, zależało od tego, czy był wiatr, czy nie. Przez kilka dni wiatr wiał prosto w nas, powodując wychłodzenie do -50. W takich warunkach nie można odsłaniać skóry, ponieważ doprowadziłoby to do odmrożeń i potencjalnej utraty kończyn.
Przez pierwsze kilka dni z trudem utrzymywałem ciepłe palce. Zawsze odczuwali silny ból i pieczenie. Jednak, jak się dowiedziałem, ból jest przyjacielem, ponieważ oznacza, że krew nadal dociera do kończyn. To właśnie wtedy, gdy przestajesz odczuwać ból, jesteś w tarapatach. W jednej z innych grup jeden z gości zapomniał podnieść rozporek po sikaniu. Musieli odciąć trzy cale jego penisa.
Namioty były szokująco ciepłe. To niesamowite, że te dwie cienkie warstwy materiału mogą zapewnić nam ciepło i bezpieczeństwo w tak nieprzyjaznym środowisku. Przypuszczam, że pomogło nam ciągłe słońce, które je ogrzewało. Jedyną noc, kiedy było mi zimno, spędziłem we mgle, która blokowała słońce. Namiot nigdy się nie nagrzał i musiałem polegać na specjalnym śpiworze -45, cieple mojego ciała i kilku butelkach z gorącą wodą, które włożyłem do śpiwora, aby utrzymać ciepło.
W miarę upływu czasu kilka rzeczy stało się oczywistych. Całe doświadczenie przypominało Dzień Świstaka lub Pojutrze. Pod wieloma względami te dni były identyczne. Była to ta sama agenda, z tą samą grupą ludzi, w tym samym otoczeniu, bez komunikacji ze światem zewnętrznym. Jak w tych filmach, poprawialiśmy się z dnia na dzień. Coraz mniej czasu zajmowało nam poranne pakowanie i wieczorne rozkładanie obozu. Dowiedzieliśmy się, jakie ubrania nosić i co jeść. Aby ogrzać palce, odkryłem, które wkładki, w połączeniu z ocieplaczami do rąk i rękawiczkami, działają najlepiej. Musisz także jeść co godzinę, aby nie popaść w hipoglikemię i nie stracić zbyt wiele na wadze. Przez pierwsze kilka dni miałem trudności, ponieważ moje batony proteinowe i czekolada były tak zamrożone, że nie mogłem ich ugryźć. Zdałem sobie sprawę, że musiałem trzymać przekąskę na następny przystanek w rękawiczkach podczas sesji spacerowej. Dobrze komponowało się to z miękkimi, wysokokalorycznymi żelkami i dwoma opakowaniami Gatorade w proszku, które codziennie wkładałem do butelki z gorącą wodą. Pomimo spożywania ponad 5000 kalorii dziennie, wciąż traciliśmy około kilograma masy ciała dziennie. Nawet sytuacja w toalecie stała się łatwiejsza do opanowania. Z powodu suchości i braku życia musieliśmy robić kupę do plastikowej torby, którą nosiliśmy ze sobą przez całą podróż. Mogliśmy również zrobić tylko 2 dziurki na siusiu dziennie i używać butelki na siusiu przez resztę czasu. Robienie kupy w plastikowym worku, gdy dosłownie zamarzasz, jest raczej nieprzyjemne. Co gorsza, ponieważ nosimy go ze sobą, nasze sanki ledwo stały się lżejsze w miarę postępów. Jednak, jak w przypadku większości rzeczy w życiu, przyzwyczailiśmy się do tego i poprawiliśmy.
Interesujące było zaobserwowanie, że wszyscy zmagaliśmy się na różne sposoby i w różnym czasie. Przez pierwsze kilka dni dwóch członków załogi cierpiało na chorobę wysokościową. Niektórzy mieli zatrucie pokarmowe. Wielu z nas zmagało się z utrzymaniem ciepłych rąk lub niezaparowanych gogli, co sprawiało, że te dni były bolesne. Pewnego dnia Nicholas nie poczuł głodu i nie jadł przez kilka przystanków, co doprowadziło go do hipoglikemii. Opisuje ten dzień jako najtrudniejszy w całym swoim życiu. Udało mu się to dzięki sile woli, a gdy dotarliśmy do obozu, natychmiast zemdlał. Pamiętam, że szczególnie bolesne były wietrzne i mgliste dni. Czułem się również wyczerpany na etapach od 5 do 8 prawie każdego dnia.
Jeśli z tego wszystkiego wyłonił się wspólny temat, to jest nim to, że mamy zdolność do przekraczania własnych granic. W pewnym momencie wszyscy przekroczyliśmy nasze fizyczne możliwości i zanurzyliśmy się w studni mentalnego hartu ducha, wytrwałości i odporności. Dotrwanie do końca dnia było ćwiczeniem umysłu nad materią. Pokazuje to również, jak działa duch zespołowy, ponieważ żaden z nas nie chciał zawieść innych, nie docierając do mety lub spowalniając grupę. Wszyscy też wspieraliśmy się nawzajem w potrzebie.
Z nieskończoną ulgą. Na biegun dotarliśmysiódmego dnia wyprawy. Ten dzień nie mógł nadejść zbyt szybko. Bardzo się cieszę, że nie musieliśmy spędzać kolejnych trzech dni na lodzie. Obawiałem się, że wyprawa będzie zbyt krótka. Było idealnie. Wystarczająco długo, by nawiązać ze sobą więź, stawić czoła przeciwnościom i sprostać wyzwaniu.
Świetnie się bawiliśmy na biegunie. Zrobiliśmy nieskończoną liczbę zdjęć zarówno na geograficznym biegunie południowym, jak i na lustrzanym globusie, który jest reprezentacją bieguna południowego zainstalowaną przez kraje, które mają tam stałą bazę. Dla porównania, magnetyczny biegun południowy przesuwa się każdego roku i jest oddalony o tysiące mil. Cieszyliśmy się ogrzewanymi namiotami i pysznym jedzeniem na stacji bieguna południowego, szczęśliwi, że zostawiliśmy za sobą nasze astronautyczne jedzenie. Nawet przenośne toalety były mile widzianą ulgą!
Ta noc zamieniła się w noc pijackiej rozpusty, a przynajmniej tak bachanalnej, jak tylko można, gdy jest się otoczonym przez zespół mężczyzn i jedną kobietę, którzy nie brali prysznica ani nie golili się od 10 dni, ćwicząc ponad 8 godzin dziennie. Niezależnie od tego, jak bardzo był oswojony, był to idealny sposób na odstresowanie się i świętowanie naszego sukcesu.
Początkowo rozważałem snowkiting od bieguna do stacji Hercules na wybrzeżu samemu z przewodnikiem. To 700 mil lub 1130 km i do dwóch tygodni więcej wyprawy, w zależności od wiatru. Jestem niezmiernie szczęśliwy, że nie zdecydowałem się na tę opcję, ponieważ byłem wyczerpany. Zamiast tego następnego dnia polecieliśmy z bieguna do stacji Union Glacier, a dzień później wróciliśmy do Punta Arenas.
Poświęciłem trochę czasu na refleksję nad podróżą. Czułem ogromną dumę i ulgę, że mi się udało i zastanawiałem się, czy zdecydowałbym się na to, gdybym wiedział, jak trudne to będzie. Podobnie jak Kevin, myślę, że ostatecznie odpowiedź byłaby twierdząca, biorąc pod uwagę całą naukę, poczucie celu i wdzięczność, jaką odczuwaliśmy dzięki temu doświadczeniu. W życiu cenimy rzeczy, o które walczymy i które ostatecznie udaje nam się zdobyć. To był tego doskonały przykład.
Ogromnym uczuciem, z jakim wyszedłem z tego doświadczenia, była wdzięczność. Czułem ogromną wdzięczność za rozłączenie, którego doświadczyłem podczas tych dwóch tygodni. W tym hiper-połączonym świecie niezwykle rzadko zdarza się nie mieć wiadomości, WhatsApp, e-maila lub zaplanowanych spotkań. Podczas gdy czasami rozmawialiśmy z naszymi kolegami z drużyny, przez dłuższy czas byliśmy sami ze swoimi myślami, co sprawiało, że czuliśmy się jak aktywne, ciche odosobnienie Vipassana. Wiele etapów podróży wykorzystałem na śpiewanie mantr, medytację i bycie obecnym. Wykorzystałem innych do marzeń i wyszedłem z niezliczonymi pomysłami.
Czułem wdzięczność za możliwość przeżycia tak wyjątkowego doświadczenia w tak wyjątkowym krajobrazie. Doceniam, jak rzadko ludzie to robią i jakie to wyjątkowe. Czułem wdzięczność za nowe znajomości, które nawiązałem. Codziennie spędzałem kilka godzin na rozmowach z członkami mojego zespołu. W trakcie wyprawy odbyłem znaczące rozmowy z każdym z nich, a nawet poznałem Kevina i Jacka znacznie lepiej niż wcześniej. Zostało to dodatkowo podkreślone przez fakt, że zdecydowaliśmy się zamieniać współlokatorami każdej nocy. Czułem także bezgraniczną wdzięczność dla moich kolegów z drużyny i liderów zespołu za wsparcie, którego udzielili mi, gdy zmagałem się z trudnościami.
Czułem wdzięczność za nowoczesny sprzęt, którego używaliśmy. Czytałem Endurance, książkę o niesamowitej wyprawie Shackeltona, gdy byłem na nartach na ostatnim stopniu. Jestem niezmiernie wdzięczny, że robiłem to na sprzęcie z 2023 roku, a nie z 1915! Po powrocie do cywilizacji poczułem ogromną wdzięczność za małe rzeczy w życiu, które bierzemy za pewnik, a które są tak magiczne. Wewnętrzna instalacja wodno-kanalizacyjna musi być jednym z najwspanialszych wynalazków w historii, tym bardziej w połączeniu z ciepłą wodą! Zadziwiające jest również to, że możemy po prostu pójść do restauracji i zamówić pyszne jedzenie. Jesteśmy ponadprzeciętnie uprzywilejowani. Musimy tylko poświęcić trochę czasu, aby to sobie uświadomić i docenić. Być może utrata rzeczy, które uważamy za oczywiste, raz na jakiś czas przypomina nam, jak niesamowite jest nasze życie.
Jestem wdzięczny moim kolegom z FJ Labs, którzy nadrabiali zaległości podczas mojej nieobecności, a także wszystkim, którzy zachęcają mnie i inspirują do dalszych działań. Największą wdzięczność czułem do mojej rodziny i dalszej rodziny w Grindaverse za znoszenie mnie i wspieranie we wszystkich moich szalonych przygodach. Tęskniłem za Francois, lub „Fafą”, jak lubi siebie nazywać, ogromnie, ale byłem bardzo szczęśliwy, że mogłem się z nim spotkać i opowiedzieć mu o mojej przygodzie. Nie mogę się doczekać wielu przygód z nim w przyszłości.
Wszystko po to, by powiedzieć: dziękuję!